Z pamiętnika zbąszyńskiej Świtezianki

Drodzy Czytelnicy!

W tym miejscu zapewne spodziewaliście się znaleźć relację z  regat w Zbąszyniu. Niestety, odpowiedzialny za napisanie takowej zawodnik, upokorzony marnym wynikiem sportowym, twierdzi, że nie ma czasu, bo musi trenować przed Nord Cupem. Z kłopotu  na szczęście wybawiła nas jedna z młodych, dobrze Wam (przynajmniej, co niektórym) znana zbąszyńska Świtezianka, wyrażając zgodę na publikację fragmentów swojego sekretnego pamiętnika. Redakcja strony www.int505.pl oraz Zarząd floty zgodnie uznali, że takie spojrzenie z zewnątrz na sprawy naszej floty dobrze nam wszystkim zrobi. Miłej lektury. Redakcja.

Z pamiętnika zbąszyńskiej Świtezianki:

Czwartek, 20 czerwca.

Przyznać muszę, że urwanie dupy z tymi żeglarzami. Regaty w sobotę, a już pierwsi są na miejscu. Napaleni, jak kominek na Boże Narodzenie. Żeby chociaż na baby byli napaleni jak normalni, zdrowi faceci, ale nie, przyjechali we dwóch kamperem i teraz siedzą i gadają o jakimś spinbomie, cunninghamie i zwrocie przez rufę. Na oko razem ze swoją pasiastą łajbą mają w sumie ze 150 lat, więc boję się, że się to skończy w ambulatorium.

Piątek, 21 czerwca, rano.

Robi się coraz niebezpieczniej. Zastanawiam się z koleżanką z jakiego domu wariatów ci ludzie się urwali. Bo nigdy nie uwierzę, że to żeglarze. Prawdziwi żeglarze to sobie siądą z browarem przy ognisku, pośpiewają szanty i poopowiadają o sztormach na Mazurach. A ci jacyś nienormalni, po dotarciu na miejsce ślina im zaczyna lecieć na widok szkwałów na wodzie, roztrzęsionymi rękoma taklują swoje łodzie i dopiero na wodzie zaczynają się cieszyć jak dziecko z Kinder Niespodzianki. Lepiej na nich uważać.

Piątek, 21 czerwca, po południu.

Jest coraz gorzej. Wariatów przybywa. Zorganizowali nawet sobie trening. Pływają w kółko i się cieszą. Jedna załoga, się wyróżnia. Chyba jacyś nowi, bo nie widziałam ich rok temu. Jeden wysoki, chudy i cały czas przeklina, a drugi jeszcze wyższy, gruby i miota nim przy zwrotach jak woźnym na dzień nauczyciela. Dwóch innych nagrywa ich z motorówki na kamerę. Pewnie potem wrzucą to na fejsa lub jutuba i gimbaza będzie miała ubaw.

Sobota, 22 czerwca, rano.

Zawsze myślałam, że w regatach liczy się pierwsze miejsce, a tu wygląda na to, że marzeniem wszystkich jest dwójka, albo nawet dwie. Pomyleńcy, jednym słowem.

Sobota, 22 czerwca, po południu.

Zaczęli się ścigać. W pierwszej chwili myślałam, że tu chodzi o to, żeby jak najbardziej widowiskowo zaliczyć glebę na wodzie i już cieszyłam się na zwycięstwo lokalnej załogi, ale moja psiapsiółka Dżessika wyprowadziła mnie z błędu. Teraz wiem, że to tak jak u Kubicy, liczy się pierwszy na mecie. Tylko pierwszy ma fejm i najlepsze kobiety, czyli, mówiąc nieskromnie, nas. Trochę mnie to rozczarowało, bo w prawie każdym wyścigu dwa pierwsze miejsca zawsze były tak samo. Takich dwóch z Gdyni, podejrzani, bo wszędzie łażą razem a jeden to nawet nosi różowe polo. You know what i mean. Kolorytu imprezie dodał jedynie taki mały Cygan, co to pojawił się drugi raz na regatach i wygląda na to, że będzie trzeci. Pływać nie potrafi, ale nadrabia brawurą i bezczelnością, więc może będą z niego ludzie. Dżessika twierdzi, że na poprzednich regatach w Gdyni Cygan ciągle walił gleby, ale wygląda na to, że wyciągnął wnioski i trochę miesza tym dwóm wspomnianym wcześniej. Trzymam za niego kciuki. Nie zachwyca chudy z grubym z tej drugiej nowej łódki. W pierwszym wyścigu omal nie zatopili łódki, co było nawet zabawne, ale tak poza tym to nuda. Chudy przeklina, a gruby się miota.

Sobota, 22 czerwca, noc.

Noc Świętojańska. Zasada jest prosta. Co wydarzyło się w Zbąszyniu, zostaje w Zbąszyniu. Zdradzę tylko, że ci wariaci z 505ek próbowali wszystkiego, aby zbudować formę na niedzielę i wygrać te regaty. Jedni przyszli szukali porad u mnie i Dżessiki, inni (tych było najwięcej) próbowali wydostać dżina z butelki. Część, nad ranem poszła na konsultacje do tego faceta z kampera. To chyba ich guru, bo na plażę przypłynął siedząc okrakiem na maszcie.

Niedziela, 23 czerwca, poranek.

Ma ktoś Apap?

Niedziela, 23 czerwca, po południu.

I znowu pływają. Ten od różowego polo ciągle pierwszy. Facet na którego mówią Prezes – zawsze drugi. Na trzecim Cygan. Chyba go loffciam.

Po zakończeniu regat dostali od naszego burmistrza bardzo gustowne długopisy i kartki w nagrodę. Dzielne chłopaki!  Mam nadzieję, że dzięki temu nie zapomną o mnie i Dżessice i wpadną też do nas za rok.

Zbąszyńska Świtezianka