Poniedziałek…
Budzik, z charakterystycznym maszynom brakiem czułości, molestuje Cię już trzecią drzemką. Z trudem otwierasz oczy. Przewracasz się na drugi bok i czujesz, że Twoje ciało nie podziela już tego samego entuzjazmu, który towarzyszył Ci podczas 2 dni żeglowania w trudnych warunkach.
Snujesz się z sypialni pod ożywczy prysznic i po śniadaniu i porannej kawie ruszasz do pracy. Tam czekają dobrze znane zajęcia i obowiązki, ulubiony kubek, wymacany laptop i wysiedziane krzesełko. Jednak dziś wszystko jest jakby trochę inne… dystans i spokój, lekko nieobecne spojrzenie i pojawiający się z nikąd uśmiech będą towarzyszyć Ci przez cały dzień. Dłonie, spuchnięte po dwóch dniach walki z linami dziwnie nie pasują do myszki i klawiatury. Przepracowane mięśnie i nowy zestaw poregatowych siniaków dają o sobie znać przy każdej czynności, ale ich ból Ci nie przeszkadza a nawet jest dziwnie przyjemny. Charakterystyczna, żeglarska opalenizna świadczy o tym, że weekendu nie spędziłeś na obiadku u teściów lub zakupach w centrum handlowym…
Tak, kolejne, udane regaty masz za sobą.
Wiatr i woda wampirycznie wyssały cały pośpiech i negatyw codziennego życia. Emocje sportowej walki odsunęły na bok przyziemne, codzienne sprawy. Zużyłeś cały przydział adrenaliny, więc wszystko teraz wydaje się ciche i spokojne. Jeszcze mocno żywe wspomnienie łopoczących żagli, bryzgów wody i zabójczych, zbąszyńskich szkwałów napełnia Cię dziwną satysfakcją.
To będzie dobry tydzień…