Przedstawiamy relację Mieczysława Szweda opisującą przygody zaistniałe podczas generalnego remontu łódki POL 7942. Jest to pierwsza część opisująca głownie budowę od podstaw asymetrycznego tubusu (łódka ta nie posiadała wcześniej takowego). Obecnie z tego co nam wiadomo kadłub jest na nowo okuwany, także remont dobiega końca. Trzymamy kciuki by w czasie pierwszych regat Pucharu Polski w Gdyni wszystko działało w 100%. Zapraszamy do lektury.
Najpiękniejsza łódka międzynarodowej klasy „505” POL-7942. Pierwszy poważny remont.
Zaczniemy od przeglądu i porządków na naszej „505”.
W maszcie została stara, urwana topenanta spinbomu. Nowa (żółta) idzie na zewnątrz – nie ma potrzeby by stara tam tkwiła – wyciągnąć.
Liny z „dynemy” trudno się „zatapia” – to trzeba zrobić opaski – krowie ogony nie pasują do naszego stylu życia, a w ciężkich warunkach mocno je utrudniają …
Jeśli w maszcie pozostały dziury po poprzednich „patentach” – muszą być zanitowane (tzw ślepe nity) – inaczej możemy stracić pałę w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Niżej widać, że kiedyś było tam podwójne Spiro.
Konfliktów, niedopasowanych kątów dla lin, tarć między linami i bloczkami unikaj jak ognia. Lepiej dołożyć kolejny zaczep dla bloczka, wywiercić nowe dziury (stare oczywiście zaślepić) niż rżnąć drewno stalowymi linami, lub zdzierać koszulki z nowych za ciężkie pieniądze zakupionych lin … a ważniejsze nie szarpać się z linami w czasie wyścigu. Poniżej wycięte z innych zdjęć szczegóły tych sytuacji.
A jeszcze niżej ogólny widok z prawej burty.
Widać również to, co najbardziej boli – zgniliznę drewna, kiedy miedzy laminat i drewno dostanie się woda. A miejsce jest szczególne – to tu występują największe naciski. Widać nawet, że podstawa masztu wygięła się w łuk !!! Po odkręceniu tego elementu wgniot na 0,5 cm Był również na przedłużeniu skrzyni mieczowej.
Ta knaga z lewej (w środku zupełna pustka) nie miała prawa trzymać, a wiszący na trapezie (na ostrym) załogant w każdej chwili mógł odpaść z trapezu (do pełnego) i pociągnąć za sobą tą naszą piękną „proctorowską” pałę.
Jeśli mamy takie „kwiatki” na wewnętrznej stronie skrzynki mieczowej – to na pewno w środku mamy gąbkę, a nie laminat.
Tu niżej widać co spowodowało poważny uszczerbek na sztywności tej łódki – przed Igorem ktoś kombinował coś z grodzią wodoszczelną i … spaprał robotę. Tam woda sączyła się do końca stycznia mimo, że łódka stała w ciepłej hali produkcyjnej. Nie mogłem tego zamknąć (zalaminować), bo ciągle było wilgotne, a wzdłużną gródź popierającą pokład po odcięciu od pokładu wyciągnąłem od stępki ręką.
W komorach wypornościowych też była woda co widać na zdjęciu niżej (lewa komora – widok do dziobu). Sklejka zamykająca gródź ma tylko 4 mm i jedną przylaminówkę od strony zewnętrznej – wystarczy, ale jak dostanie wody przez źle (bez sikafleksu) zamocowane okucia – to amen. Nie należy stosować pod śruby i wkręty silikonów sanitarnych – one nadają się do kibla, a nie do porządnej łódki.
Przy dacie na tym zdjęciu widać dolne zamocowanie rury usztywniającej skrzynkę mieczową – tędy Igorowi ciekła woda do komór. Widać również fabryczne wzmocnienia (te u góry przy rurze wanty) i amatorskie pod szynę foka (po prawej).
A teraz moje „babole” wynikające z potrzeby, że już bym pływał, a tu szepczą mi nad uchem – nie spiesz się, zrób to powoli, ale dobrze – pomożemy (pamiętam te słowa !?).
Tubus miał być centralny więc „wypaliłem” dziurę,
ale kłóciło się we mnie, że przecież łódka z bardziej z przodu zamocowanym rogiem halsowym foka pływa ostrzej – takie myślenie podobno nazywają „chytrość”.
Wówczas dopiero zacząłem szukać „wiedzy”. Pomógł mi Piotr Żółtowski i znalazłem wszystko co chciałem na amerykańskiej stronie „505”. Z praktyki wiem, że niesymetryczny „kibel” przy ustalonych ruchach załogi nic nie przeszkadza w dodatku z lewej (w większości trasa jest w lewo). Często mówi się, że kłopotliwe jest wpadanie szotów spina do wody – nie chcę się mądrzyć jako „zielony” na tej łódce, ale to jest tylko umiejętność zgrania ruchów załogi, a wpadanie całego nawet spinakera do wody zdarza się nawet na Pucharze Ameryki.
Ten tubus (ja mówię „kibel”) miałem wyrzeźbić w gipsie, ale chłopaki w firmie znaleźli formę tubusa doTempesta (kiedyś była taka klasa olimpijska i w tej stoczni dla francuzów jeszcze parę lat po „wypadce” z olimpiady je produkowano). Zrobiłem (0,56 kg wagi), pociąłem do potrzebnych wymiarów i wkleiłem.
Widać też „łatanie” tego co było w pośpiechu. Dołek przed tubusem jest na sztagownik i bloczek cunninghamu foka – po to żeby nic o to się nie haczyło.
Widać również węglowe wzmocnienie dziobu. Uwaga techniczno-technologiczna – na łódce poliestrowej nie ma potrzeby stosowania żywic epoksydowych nawet dla węgla. Natomiast robienie czegoś węglowego na poliestrze jest przysłowiowym biciem piany.
Tu niżej moja nowa węglowo-piankowa „nadstępka” po wydarciu poprzednich „farfocli”. Widać też doskonałość i dojrzałość stoczniowej „rondarowskiej” roboty. Ten laminat jest naprawdę doskonały! Jest bardzo dobrze przesączony i utwardzony. Widać konstrukcyjne przejścia sztywności laminatu z przekładką do monolitycznego laminatu w części dziobowej. To dzięki temu te łódki wytrzymują po 30 lat i ciągle cieszą.
Żeby innym nie przeszkadzać na hali schowałem się pod „dużego”.
No i zaczęło się „szejpowanie” – szlifowanie powierzchni długą pacą, tym dłuższą im dłuższa jest powierzchnia do wyrównania;
Ta paca na wierzchu była moja – każdemu wg wzrostu … i zasług.
Ten fiolecik to sposób na kontrolowanie jak daleko posunęliśmy się z robotą. Widać też oryginalne (z formy) pasy żelkotu – ta łódka chyba naprawdę była zrobiona na zamówienie jako szlaban do otwierania niemieckich „autobanów”.
W sumie wg fachowców zdjęliśmy z tej łódki ok. 7kg różnych farb, żelkotów, szpachlówek (nawet „samochodówki” – zgroza) i nałożyliśmy ok.3 kg nowego żelkotu. Zdziwienie o malowaniu żelkotem nawierzchniowo jest bezzasadne – to normalna praktyka stoczniowa – trzeba tylko umieć dobrać składniki i gęstość i mieć wprawną rękę – resztę załatwia się przez kolejne szlifowanie, „szejpowanie”, kolejne i kolejne szlifowanie (ostatnie „wodniakiem”) i polerowanie – na WOLNYCH OBROTACH !
Pokład po pomalowaniu żelkotem wygląda tak:
Na pokładzie moje nowe zamknięcia komory dziobowej jeszcze bez dekli („holtów”) – będą tylko przyklejone sikafleksem do pozostawionych ramek starej komory.
Teraz zaglądamy do komory dziobowej jak to wyszło – no tak.
Tubę zrobiłem na rurze kanalizacyjnej 150mm za 26 zł przeciętej wzdłuż z wsadzoną w szparę listewką, żeby można całość zdjąć po wylaminowaniu naszej tuby. Po pierwszej próbie: żelkot + mata 450 + węgiel raz dookoła + mata 300 (waga1,5 kg) zrobiłem to co widać: żelkot + tkanina rowingowa 150g/m2 + skośne taśmy węgla 200g/m2 (waga0,75 kg). Tamtą pierwszą mogę oddać jeśli ktoś nie ma „hopla” jak ja na punkcie wagi.
Na zdjęciu widać usztywnienia (rurka instalacyjna elektryczna PCV 28 oblaminowana tkaniną rowingową) typu kratownica oraz nowy wzdłużnik pokładowy – tańczyłem na tym pokładzie – jest dobrze. Może moje laminowanie niezbyt estetyczne, ale tego przecie nie będzie widać.
Miecz – to co wydawało się równe i przecież „jeździło” w rzeczywistości wygląda tak (po pierwszym „szejpowaniu”);
Niewielka ilość wody, a nawet wilgoci która dostała się tam przez uderzenie o przeszkodę, otarcie o dno itp. „ustawia” listewki miecza w sposób naturalny dla słojów drewna i mimo, że w środku dopatrzyłem się warstwy węglowej – nie pomoże już nic. Miecz (w hali jest ciepło i sucho) skrzywił się (i to można naprawić) i skręcił (a tego się nie naprawi). Skręcenie to jest przestawienie się profilu dolnego w stosunku do górnego jak na rys niżej:
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ